fbscript
Recenzja Starfield

Przez ciernie do gwiazd. Recenzja Starfield

2023-09-28 | Blog | 0 komentarzy

Po wieloletnim procesie odgrzewania Skyrim na wszystkie możliwe sposoby, doczekaliśmy się w końcu nowego IP od Bethesdy. Starfield miał być epicką przygodą w kosmosie dla której Microsoft hojnie sypnął gotówką kupując nie grę, a całe studio za 7,5 mld dolarów. Czy warto było czekać?

◾ Szukasz komputera gamingowego? Sprawdź ➡ KOMPUTERY OPTIMUS

Oczywistym jest, że Microsoft nie kupił Bethesdy tylko dla tej jednej gry, ale dla całego portfolio IP już istniejących i tych planowanych na przyszłość. Był to zrozumiały ruch, bo konsole Xbox desperacko potrzebują systemu sellera. Najwidoczniej Forza i Halo nie robią już na nikim wrażenia. Kosmiczna przygoda dostępna jest też na PC – na tej wersji się skupimy. Starfield natomiast ominął szerokim łukiem PlayStation 5, co spotkało się z sporą dezaprobatą fanów z japońskiego obozu. Jednego jesteśmy pewni, nową grę Bethesdy marketing malował w roli gamingowego objawienia dekady. W naszej ocenie jest dobrze, ale tylko dla wybranej części odbiorców. Niestety Starfield to pozycja bardzo nierówna.

Epopeja w kosmosie

Nie będziemy zbytnio rozpisywać się o wątku głównym, żeby nie psuć zabawy graczom dopiero sięgającym po Starfield. Od razu powiemy tylko, że ten starczy na jakieś 30 godzin zabawy, acz podobno da się go ogarnąć nawet szybciej. Co naprawdę zjada czas to eksploracja kosmosu i liczne misje poboczne.

Zobacz też: Test myszy Scimitar Elite Wireless

Akcja gry ma miejsce 2330 roku, gdy ludzkość wyruszyła w kosmos i z powodzeniem dokonała kolonizacji drogi mlecznej. Istotne dla świata przedstawionego wydarzenie miało miejsce 20 lat wcześniej, gdy dwie frakcje – Zjednoczone Kolonie oraz Kolektyw Wolnych Gwiazd – rozpoczęły wojnę między sobą, wywracając do góry nogami liczne systemy planetarne.

Bohater, w którego się wcielamy nie jest nikim wyjątkowym – to zwykły kosmiczny górnik. Po prostu pewnym zrządzeniem losu miał fart lub nie fart (jak kto woli) i został wplątany w kosmiczną intrygę. Jak przystało na RPG pełną gębą, zabawę zaczynamy od stworzenia postaci, gdzie do wyboru mamy całkiem sporo opcji. Gdy mamy już to za sobą, przestrzeń kosmiczna tylko czeka na kolejnego śmiałka.

Do Mass Effect droga daleka

Marketingowa wrzawa i hype wokół recenzowanej produkcji były tak wielkie, że trudno było powiedzieć, czego właściwie powinniśmy oczekiwać po Starfield. My czekaliśmy po prostu na godnego następcę Mass Effect – narracyjną operę mydlaną w kosmosie, z ciekawymi postaciami i historią angażującą na wiele godzin. Niestety Starfield oczekiwania te spełnia gdzieś w połowie. Do kosmicznej trylogii z komandorem Shepardem w roli głównej daleka droga.

Zobacz też: Gatunki gier, które nie wytrzymały próby czasu

W recenzowanym tytuł pewne elementy są naprawdę dobre, a inne po prostu kiepskie. Niemniej nie jest to średniak, bo potencjał widać z daleka, ale prawdziwą przyjemność z rozgrywki będą czerpać gracze dobrze zapoznani z dziełami Bethesdy. Jednocześnie czekamy, co z tej pozycji wydusi społeczność moderska, bo przeważnie na tym polu błyszczały produkcje Bethesdy.

Ogółem tytuł broni się klimatem, który powinien trafić do fanów science fiction. Fabularnie natomiast jest wyboisto. Główny wątek nie porywa, szczególnie na początku. Przede wszystkim długo się rozkręca i niczym nie zaskakuje. Prawdziwą robotę wykonują misje poboczne, choć i tu potrafi być różnie. Liczne zadania poboczne, o ciekawej strukturze, potrafią wyniknąć z całkiem kuriozalnych czynności, co zachęca do mocniejszej eksploracji świata. Niestety nie brakuje też zadań miałkich, oklepanych do bólu. Dlatego cierpliwość w przypadku Starfield to klucz do sukcesu.

Trzeba też przygotować się na to, że same podróże zjedzą masę czasu. Grę promowano jako świat z 1000 planet do zwiedzenia. Faktycznie ciał niebieskich w Starfield nie brakuje. Ponieważ nasza postać z zawodu jest górnikiem takie wycieczki mają sens, choćby w celu pozyskania cennych surowców. Niestety setki światów to po prostu puste kawałki skał krążących w bezkresie wszechświata. Dosłownie wykonano je metodą Ctrl + C i Ctrl + V. Zmienia się tylko paleta kolorów. Do tego po planetach musimy podróżować na piechotę, co jest dodatkowo absurdem sztucznie wydłużającym czas rozgrywki.

Zobacz też: W co graliśmy w odległym roku 2008? Te gry mają 15 lat!

Starfield od strony technicznej i rozgrywki

Gra zachęca do korzystania z różnych sposobów przechodzenia questów – od tradycyjnej walki po dyplomatyczne zacięcie. Nasze wybory często mają wpływ na to, jak zmienia się świat dookoła gracza. Co nas irytowało to ciągłe ekrany ładowania wybijające z rozgrywki. Zdarzają się one nawet podczas przechodzenia z jednego pomieszczenia do drugiego.

Trochę też irytuje system udźwigu oraz rozwiązania dotyczące staminy naszej postaci. Jeśli idzie o walkę na piechotę Starfield naśladuje Cyberpunk 2077 – hud, zachowanie broni czy ogólna mechanika są bardzo podobne, acz nie takie same. Czy to działa? Tu zdania są podzielone. Niektórym dobrze się strzela w przygodzie Bethesdy a inni odbijają się od gry, gdy natrafiamy na gameplayowe archaizmy. Gdzie Starfield błyszczy to starcia w kosmosie. Dają masę frajdy.

Wizualnie bywa różnie. Miejscami dosłownie zachwyca oprawą podkreślającą klimat poszczególnych lokacji. Innym razem w kluczowych miejscach dostajemy w twarz budżetowymi teksturami na modłę PlayStation 3. Do tego modele postaci, szczególnie w trakcie dialogów, wyglądają wręcz katastrofalnie. Już pal licho słabe tekstury, ale brak mimiki czy choć drobnych oznak, że rozmawiamy z ludźmi jest wręcz niepokojący. Do tego nie brakuje czerstwych dialogów, co nie pomaga w odbiorze całości. Pod tym względem już Fallout 4 prezentuje się lepiej a przecież ta gra wyszła milion lat temu. Bethesda ewidentnie się uwsteczniła.

Zobacz też: Darmowe programy warte zainstalowania

Jest to gra pełna błędów, niedopracowanych elementów, jak choćby kuriozalne AI przeciwników oraz masy innych głupotek. Twórcy zapomnieli też o optymalizacji. Można spokojnie pograć na sprzęcie pokroju Core i5-12400F i RTX 3060 na detalach mieszanych (wysokie ze średnimi) w 1080p, ale spadki wydajności są bardzo częste a tym samym irytujące.

Wielka przygoda, ale materiał na GOTY to nie jest

Chyba mało, jaki tytuł tak spolaryzował społeczność graczy. Nawet wokół Cyberpunk nie było tak gorąco a to już osiągnięcie. Dla jednych rozczarowanie roku a dla innych gra roku. Co my sądzimy? Jeśli przed chwilą graliście w nowego Cyberpunka i teraz siadacie do Starfield to na pewno odbijecie się od gry Bethesdy. Po prostu miejscami wręcz straszy archaizmami i głupotkami. Nierówny poziom psuje całościowy odbiór.

Mimo wszystko, jak wszystkie inne pozycje Bethedys i ta ma jakiś dziwny czar – niesamowitą moc hipnotyzowania, co skutkuje godzinami spędzonymi przed ekranem. Na tą przypadłość szczególnie nie jest odporna starsza część graczy, wychowana na dziś już klasykach Bethesdy. Czy warto wydać na tę grę 350 zł? Absolutnie nie. Ale ponieważ jest dostępna w Gamepassie to jak najbardziej warto spróbować.

Zobacz też:

—————————————–

Dołącz do rodziny Optimus – polub i poleć nas znajomym!

Odwiedzaj naszą stronę na FacebookuTikToku oraz YouTube i poleć nas znajomym! Sprawdź nasze aktualne promocje i konkursy!